sobota, 11 lutego 2017

Rozdział 18

*Hermiona*
-Rozkochasz w sobie i przeciagniesz na naszą stronę Adama LaKatze- powiedział dyrektor Dumbledore.
-Nie! Nie zgadzam się!- pierwszym który się odezwał był Ronald. Oczywiście że on. Z dnia na dzień było coraz lepiej miedzy nami, dalej czułam do niego strach po mieszany z obrzydzeniem. Zwłaszcza przez sny, które mnie nawiedzały. Nie mogę o tym myśleć muszę znaleźć Draco...
-Ja.. Panie dyrektorze- za to że jestem taka miła dla niego powinni mi dać order Merlina!
-Nie wiem czy ja dam radę, potrzebuje trochę czasu...
-Oczywiście Panno Granger.
-Panie dyrektorze czy to już wszystko?
-Tak możecie iść, spotkamy sie za dwa dni o tej samej porze. Oczekuje twojej odpowiedzi panno Granger. Dobranoc.
Szybko z biegłam po schdach.
-Hermiona!- usłyszałam wołanie, nie odwrociłam się szłam dalej. W głowie analizowałam wszystko, plusy i minusy. Nie wiem juz sama czy było więcej plusów czy minusów. Do jednych z największych plusów mogłam zaliczyć to że nie musiałbym kryć się ze swoją znajomością ze slizgonami, jednak z drugiej strony nie jestem pewna co do znajomości z Adamem. Adam w stosunku do mnie jest dość specyficzny.... Nie wszystko muszę na spokojnie przeanalizować i porozmawiać jeszcze raz z Draconem.
-Pokój i zgoda- nasze nowe hasło było dość śmieszne biorąc pod uwagę stosunki, które panowały miedzy nami.Nawet nie zdziwiłam się gdy weszłam do naszego pokoju i zobaczyłam że na podłodze leżą ciuchy.
-Malfoy!
-Czego chcesz?!- jaśnie pan nawet nie raczył pojawić się w salonie.
-Musimy coś ustalić, w tej chwili masz się tu pojawić!
-Nigdy więcej mi nie rozkazuj, rozumiesz? Myślisz że jak jakimś cudem wkupiłaś się w łaski czarnego Pana, nie obchodzi mnie czy dałaś mu dupy czy nie. Dla mnie zawsze będziesz plugawą małą wredną szlamą. Pomyłką tego świata, która nigdy nie powinna się tu pojawić...
-Musimy pospieszyć się z zadaniem- przerwałam mu, w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. On natomiast odwrócił się i wszedł do swojego pokoju.
Nie czekałam dużej po prostu się odwróciłam i wybiegłam z pokoju. 
Biegłam ile sił w nogach, na początku chciałam pobiec do moich dawnych przyjaciół, ale potem przypomniałam sobie ,że to już nie jest ta sama przyjaźń, że nie mogę im ufać. Zawsze gdy Malfoy mnie obrażał miałam w nich wsparcie. Druga myśl jaka mnie nasza to aby iść do ślizgonów. Ale co niby miałabym powiedzieć Pansy? Przecież to czysta prawda.
Sowiarnia. Miejsce które jest rzadko odwiedzane przez uczniów. Łzy zasłaniały mi drogę, gdy poczułam że na kogoś wpadłam. Nie zwróciłam na tą osobę uwagi, jedyne o czym marzyłam to, żeby wznowić mój bieg.
-Granger!
Odwróciłam się do osoby, która zawołała moje nazwisko, a w moich oczach zebrało się jeszcze więcej łez.
- Ani mi się waż uciekać, jesteś gryfonką, powiedz mi co się stało.Proszę.
-Pansy, to nic ważnego..
-Nic ważnego? Tak, to wyjaśnij mi czemu biegniesz cała zapłakana?
-Ja.. To naprawdę nic, Malfoy on po prostu przypomniał mi kim jestem.
-Nie rozumiem....
-To długa opowieść.
-Mam czas, choć do mojego dormitorium.
Parkinson, należała do osób, która gdy coś chciała to dostawała to. Wiedziałam że i tak bym z nią nie wygrała. Szybko zeszłyśmy do lochów. A chwilę później już siedziałyśmy w jej dormitorium z szklanką ognistej.
-Mów.
-Nie wiem od czego zacząć...
-Proponuje od początku- powiedziała Pansy. Uśmiechnęłam się.
-Wszystko zaczęło się psuć od moich urodzin, od tej imprezy. A raczej dzień później. Nie wiem co się stało. Przez pierwsze dni milczał. Próbowałam z nim rozmawiać.- kolejna szklanka ognistej znalazła się w mojej ręce, wiedziałam że trzeźwa nie wyjdę z pokoju jedynej osoby, której ufałam.
-O naszych zadaniach prefektów próbowałam z nim rozmawiać nic, ignorował mnie traktował jak powietrze. Następnie w ogóle nie było go w dormitorium, na patrolach się mijaliśmy, albo po prostu nie rozmawialiśmy. Na lekcjach było tak samo, a nawet gorzej. Ignorował mnie, interesował się wszystkim tylko nie mną - kolejna szklanka ognistej i kolejny łzy opuściły moje oczy.
-Wiem, to brzmi idiotycznie, ale ja naprawdę potrzebuję jego pomocy przy zadaniach prfektów. Przez ostatnie dwa tygodnie zrobiło się jeszcze gorzej. Zauważyłaś że Draco, opuszcza lekcje?- kiwnęła głową i dolała mi ognistej.
-Jest u nas, codziennie gdy wchodzę do naszego pokoju widzę ciuchy, codziennie innej dziewczyny. Dzisiaj zostałam wezwana do dyrektora. Ja, Harry i... i Ron. Dyrektor kazał, a raczej podał taką propozycję że mam rozkochać w sobie Adama..- kolejna szklanka.
-Oczywiście to była tylko propozycja, ale ja wiem że muszę się zgodzić, byłoby to dla nich zbyt podejrzane. Poszłam do pokoju bo doszłam do wniosku że Malfoy, musi o tym wiedzieć. Zawołałam go, nie słuchał to kazałam mu zejść, ale wiesz...
-Malfoy'om się nie rozkazuje- dokończyła Pansy.
-Dokładnie, wściekł się. Zaczął krzyczeć na mnie. Powiedział mi że jestem tylko szlamą nie obchodzi go to jak stałam się śmierciożercą, czy przespałam się z Czarnym Panem czy nie, jestem pomyłką tego świata i mnie tutaj nawet nie powinno być.-  Wyciągnęłam z ręki Pansy butelkę, nie zwracałam uwagi na to że jutro będę mieć kaca. Po prostu chciałam zapomnieć choć raz.
-Hermiona, jesteś dla mnie jak prawdziwa przyjaciółka. Nie wiem co się stało ze Smokiem, co się wydarzyło między wami, ale on musi czuć się teraz zraniony. Daj mu trochę czasu. Dziś zostań u mnie.
-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze- wyszeptałam cicho- że ja go nadal kocham.
Położyłam się i zasnęłam. Była 20 gdy się obudziłam, spałam jakieś dwie godziny. Pansy, pewnie była na kolacji. Nie miałam ochoty na spotkanie z kimkolwiek. Poszłam do naszego pokoju wspólnego. Usiadłam przed kominkiem, a z moich uczu znów zaczęły płynąć łzy. Co jeszcze mnie spotka w tym popieprzonym roku? Nie zwracając uwagi że leże przed kominkiem usnełam.
*Draco*
Siedziałem przed kominkiem czekając, aż Granger wróci. Po tym jak wybiegła zrozumiałam że może trochę za ostro ją potraktowałem , nie zrozumiałem o co jej chodziło z tym że mamy się pospieszyć z zadaniem, wiem że zostało nam nie wiele czasu, ale no bez przesady. Wybiła 19, czas na kolację. Wstałem i poszedłem do Wielkiej Sali. Usiadłem pomiędzy Zabinim, a Nottem. Szukałem jej w tłumie, ale jej nigdzie nie było. Dwadzieścia minut po moim przyjściu pojawiła się Pansy. Miała lekko czerwone oczy, płakała. Znam ją na tyle dobrze że wiem kiedy jest szczęśliwa a kiedy smutna. Usiadła naprzeciwko mnie. Nie mówiła nic, zresztą jak ja. Może ona będzie wiedzieć gdzie jest Granger?
Czekałem aż kolacja dobiegnie końca, gdy wybiła dwudziesta wszyscy się podnieśli i zaczęli opuszczać wielką salę.
-Pansy, możesz chwilę poczekać?- kiwnęła głową i czekała aż wszyscy wyjdą.
-Wiesz gdzie jest Granger?
-Śpi u mnie wypiła za dużo, na prawdę Draco, musiałeś ją zwyzywać przeszła już wystarczająco dużo.
-Mogę z nią porozmawiać?
-Śpi.
-To ważne.
Ja nie ustępuję. Wstała a ja poszedłem za nią, weszliśmy do Pokoju Wspólnego a później na lewo do dormitorium dziewcząt.
-Draco, jej tu nie ma. - powiedziała Pansy.
Zdenerwowałem się bo jak jej coś się stało? Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do naszego pokoju wspólnego. Miałem już wchodzić do dormitorium gdy zauważyłem małą postać leżącą przed kominkiem. Granger. Podszedłem do niej. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej pokoju.
-Przepraszam że nie potrafię się dla ciebie zmienić.
Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem.
*
Krótko, ale jest. Rozdział za 2 tygodnie nie obiecuje wcześniej, ale skończę to opowiadanie!